Warto obejrzeć "Spotkanie" Thomasa McCarthy’ego

Data:
Ocena recenzenta: 9/10
Artykuł zawiera spoilery!

Aż cztery lata przyszło nam czekać na drugi kinowy film Thomasa McCarthy’ego pt.„Spotkanie”. Oczekiwanie szczególne, gdyż wcześniejsze kameralne dzieło tego amerykańskiego reżysera pt.„Dróżnik” spodobało się zarówno krytykom filmowym, jak i publiczności. Warto dodać, że Thomas McCarthy jest nie tylko reżyserem swych filmów, ale również ich scenarzystą. Zestawiając oba te filmy, zauważymy, że najbardziej reżysera interesuje człowiek, ale nie wyjęty z tłumu, lecz ten niezdecydowany, samotny, odmieniec, outsider. McCarthy w swych filmach początkowo pokazuje mało interesujące osoby. Z czasem okazuje się jednak, że rzeczywiście skrywają w sobie mnóstwo wartości oraz, pomimo pozorów niedostępności, są bardzo wrażliwymi i otwartymi ludźmi. Zdaje się mówić reżyser - by wydobyć drzemiące bogactwa w człowieku, potrzebny jest ktoś Inny, musi zaistnieć spotkanie. Tak więc debiut reżyserki McCarthy’ego - „Dróżnik” równie dobrze mógłby mieć tytuł „Spotkanie”. Pamiętamy karła Fina, malarkę Olivię oraz sprzedawcę hot dogów, którzy poznali się w zapadłej dziurze miasteczka Newfoundland. „Spotkanie”, polski tytuł nadany przez rodzimego dystrybutora jest zatem jak najbardziej na miejscu (oryginalny zaś to „Visitor”).
Zaznaczyć trzeba, że w filmach tego niezależnego reżysera do pierwszej konfrontacji bohaterów dochodzi w dziwnych, aczkolwiek ciekawych okolicznościach np. karzeł z „Dróżnika” po raz pierwszy styka się z malarką Olivią na drodze. On jest przechodniem, ona zaś kierowcą, który potrąca go swoim samochodem.
W „Spotkaniach” McCarthy’ego mamy inną sytuację ‘pierwszego spotkania’. Profesor ekonomii, wdowiec (wspaniała rola Richarda Jenkinsa) w swym drugim, bardzo rzadko odwiedzanym mieszkaniu natyka się na parę nielegalnych imigrantów – Syryjczyka Tareka i Senegalkę Zainab. Z czasem zawiązuje się między nimi przyjaźń, a kiedy jeden z emigrantów trafia do aresztu dla nielegalnych uchodźców, naukowiec stara się mu pomóc.
Bohaterowie w filmach McCarthy’ego na początku są trochę nieufni, nie wierzący w siłę przyjaźni. W swym życiu zostali przez kogoś zranieni, odrzuceni, bądź też utracili najbliższych. Jednak z czasem nabierają zaufania, monotonne i nudne życie musi się zmienić, dokonuje się w ich wnętrzu przemiana. Można wysunąć tezę, że jednym z tematów tych dwóch filmów są spotkania ludzi, do których dochodzi w różnych okolicznościach, powodują one znaczące zmiany w osobowości człowieka, wpływają na decyzje moralne i sposoby postępowania, jak i inspirują. Tak więc w „Spotkaniu”, profesor pod wpływem Syryjczyka poznaje „tajniki” gry na afrykańskim bębnie djembe. Fascynacja dźwiękiem wydobywającym się z tego instrumentu sprawia, że zaczyna na nim grać. Odtąd żywa muzyka staje się dla niego odskocznią od zgiełku dnia codziennego, problemów ekonomicznych trzeciego świata wobec których jest bezradny. Gra na tym instrumencie to panaceum dla bohatera na wszelkie zło, niesprawiedliwość tego świata. Pokazuje to dobitnie ostatnia scena - Walter decyduje się grać w miejscu publicznym, gdy nie ma żadnego wpływu na decyzję urzędu emigracyjnego o ekstradycji jego przyjaciela z kraju. Siedząc na stacji metra, wyciąga bęben i zaczyna grać, pewnie, zdecydowanie, i bez żadnych oporów. Scena ta jest kwintesencją wszelkich zmian dokonanych w tym człowieku, bowiem pamiętamy Waltera z wcześniejszej sceny, kiedy nieśmiało przyłączał się do grupy muzyków grających w parku. Najpierw rozglądał się, jakby obawiał się krzywego spojrzenia ze strony innych, odrzucenia. Potem zachęcony gestem przez swojego towarzysza do wspólnego muzykowania, idzie na miejsce sztywnym krokiem. Ujęcie kamery na twarz i niemal czujemy jego napięte mięśnie. Pierwsze nerwowe ruchy dłoni na bębnie, rozluźnienie i całkowite poddanie się rytmowi. Scena ta jest również dowodem na to, że muzyka przełamuje wszelkie bariery kulturowe. Współtowarzyszami muzykującego profesora w parku byli bowiem muzycy innych narodowości. Poprzez swój film reżyser mówi - bez względu na szerokość geograficzną i kolor skóry, muzyka wzbudza te same emocje. W pewnym sensie jest to również film o umiłowaniu muzyki.
Pozostając jednak cały czas przy wzajemnym oddziaływaniu trojga bohaterów na ich osobowości, należy powiedzieć o duchowych korzyściach emigrantów wynikających ze spotkania z profesorem ekonomii. Jak wiemy bohaterowie zamieszkali w Nowym Jorku, nie mając przy tym obywatelstwa amerykańskiego, a zatem w świetle prawa są w tym kraju niepożądani. Postępowanie wobec emigrantów jeszcze bardziej zaostrzyło się po zamachach z 11 września 2001. Zmieniła się nie tylko polityka emigracyjna i wynikające stąd sankcje, ale również podejrzliwość i nieufność wobec ludzi reprezentujących inną narodowość czy kolor skóry. Tragedia na WTC odcisnęła swe piętno nie tylko na Ameryce, ale odbiła się szerokim łukiem na mentalności również wielu innych narodowości. Reżyser w swym filmie zwrócił uwagę na to, iż uchwalone paragrafy odnośnie emigrantów wszystkiego nie rozwiązują, są sztywne, a za nimi stoją często dramaty ludzkie, które są bardziej złożone niż nam się wydaje. Liczy się za to zrozumienie, współczucie, empatia, których uosobieniem jest Walter. Dzięki takim cechom osobowości bohater potrafi przyciągnąć do siebie parę emigrantów, pozyskać ich szacunek. Zaczęło się od tego, kiedy Walter przyjął emigrantów do swojego mieszkania (choć początek był burzliwy), na pewien czas, dopóki nie znajdą innego lokum, potem dzielił z nimi problemy (załatwił prawnika, odwiedzał Syryjczyka w więzieniu, gościł u siebie matkę … itd.). Razem z nimi wychodził „ku przestrzeni otwartej”(mówiąc za Kępińskim). Jego postawa sprawiła, że mogli poczuć się mniej samotni i kochani. Ważne jest to, co napisał J. Maritain: „Kochana przez nas istota jest w pewnej mierze uleczona w swojej samotności”. To zdanie tego francuskiego filozofa chrześcijańskiego można by odnieść także do Waltera – on też czuł się kochany, a przez to mniej samotny.

Zwiastun: